Miesięcznik pasażera na trasie Strzebiń-Katowice

Czas akcji: dojazd na godz. 7 do Katowic, powrót po godz. 15. Podróż w obie strony obejmuje przesiadkę. A te co poniżej i wiele, wiele innych atrakcji za jedyne (patrz cena biletu miesięcznego wg taryfy podstawowej).

Bonus

Miesiąc obcowania z monopolistą minął, miesięcznik - jak to z jego nazwy wynika - zakończony. Poniższe to jedynie wpisy bonusowe. Postawa pewnego Pana Związkowca (i gorliwych miłośników jego toku rozumowania) nie mogła mnie powstrzymać od ich zamieszczenia. A zatem:
16.1 - pociąg z Wielunia opóźniony 5 minut, miał być 5.20, przybył 5.25. Autobus ostatniej szansy linii 820, na który przesiada(ło) się gro pasażerów, odjechał o godz. 5.25.
15.1 - pociąg z Wielunia opóźniony 7 minut, miał być 5.20, przybył 5.27. Autobus…
14.1 - pociąg z Wielunia opóźniony 7 minut, miał być 5.20, przybył 5.27. Autobus…
Reszta jak dzień wcześniej.
Życzę tych spóźnień Arrivie.

13.1

Pociąg z Wielunia opóźniony 5 minut.
Zapełnienie: siedzące plus od Strzebinia na korytarzach po kilku pasażerów.
Pociąg z Lublińca opóźniony w Katowicach tradycyjne 3 minuty.
Powrót.
Do Nakła Śl. OK. W Nakle Śl. postój. Jak długi? Tego nikt nie wie. Jeśli znów pociąg zepsuł się, żaden problem, za jedyne 80 minut pojedzie następny do Lublińca, za jedyne 3 godziny następny i zarazem ostatni do Strzebinia.
Istotna uwaga z dzisiaj. Pociąg 15.29 ostatnimi czasy wyludnił się, ale wciąż wiernie podróżują nim studenci. W moim przedziale czterech, w innych nie wiem. Oni wstają teraz o godz. 3.50, wobec tego, że zlikwidowano im pociąg przed godz. 6 ze Strzebinia. Współczuję im a zarazem liczę na nich, że mimo wszystko jakoś przetrwają te studia i może któryś z nich zostanie w przyszłości prezesem wolnokonkurencyjnego przewoźnika kolei regionalnej. Jak nikt inny będzie znał faktyczne potrzeby pasażerów, nie mylić z wydłużaniem Janinowa do Wielunia…

12.1

Pociąg z Wielunia opóźniony 5 minut.
Na zimnych korytarzach po 10-15 osób, ale brak odważnej do wejścia do ciepłego przedziału, pomiędzy kolejarzy.

Z powrotem masa kpiarstwa, nieco za dużo, jak na jeden dzień.

Po pierwsze. W pociągu plakat "Kolej bezpieczna". Sugeruje, że każdy współpodrózny to złodziej. Plakat zapomina o jednym: link akurat o czym zwykli pasażerowie pamiętają doskonale.

Po drugie. Echa jakiegoś - tak się wydaje - artykułu sponsorowanego w "Dzienniku Zachodnim". Fajna bajka o tym, co było kilkanaście lat temu, i co być może zostanie przywrócone za kolejnych kilkanaście lat. Ani słowa o tym, że pasażerowie mają dość tej sytuacji w czasie teraźniejszym, dokładnie dzisiaj.

Po trzecie. Podobno "Janinów" wydłużony do Wielunia. Po co i komu - nie wiadomo. Ale: skoro - mimo tego, że pociąg ten służy chyba tylko kolejarzom, którzy jadą dostarczyć L-4 - dało się wdrożyć jakąś poprawkę rozkładową, dlaczego nie uwzględniono jednocześnie zmian najpilniejszych, postulowanych gremialnie przez zwykłych pasazerów?

Nie da się pominąć dygresji, że doprawdy nikomu z kupujących całe bilety nie wymknął się postulać, by owy nieszczęsny "Janinów" wydłużyć do Wielunia.

9.1

"Wieluń" opóźniony 10 minut w Strzebiniu, 5 minut w Tarnowskich Górach.
Wniosek: jak się chce, da się nadrobić 5 minut na tym odcinku, nawet jadąc po torze właściwym, i nawet mimo oczekiwania na wjazd do Kalet.
Wjazd do Kalet zablokowany z powodu przejazdu towarowego od Tarnowskich Gór do Lublińca. W każdym razie to już chyba trzeci przypadek w ostatnim czasie, gdzie towarowy ma pierwszeństwo przed osobowym. Czyżby z PKP-PR już nikt nie liczył się?
Zapełnienie: na moim korytarzu, przy przodzie, 20 osób. Słownie: dwadzieścia na stojąco przy drzwiach. Jak na innych korytarzach - w szczegółach nie wiem, ogólnie podobnie.

Powrót: z Katowic 15 minut opóźniony. To owszem, ma już całkiem małe znaczenie, tylko na co czekaliśmy? Bo jeśli znów na opóźniony "Kraków", to ponownie gratuluję kolejarzom dobrego samopoczucia. Rozwalić przesiadkę poranną, by po południu oczekiwać na powracających. Niezła groteska.

Na zakończenie tej notki wyrazy uznania dla wszystkich zwykłych pasażerów, którzy załapali się na 80-minutowy postój w Radzionkowie, w jednostce bez ogrzewania. Hartu ducha życzę.

8.1

Pociąg z Wielunia opóźniony 5 minut.
Zapełnienie: wszystkie siedzące plus po 10 stojących na korytarzach.
Pociąg z Lublińca zapełnienie 2-4 siedzące.
Pociąg do Lublińca zapełnienie 1-2 siedzące, do Herb Starych podobnie.

Pociąg do Lublińca nie szarpał przy ruszaniu - rzecz godna zauważenia. Kierownik tego pociągu za pełnienie obowiązków służbowych do pochwały. Coś ostatnio dużo tych, którzy próbują dbać należycie o pozytywny wizerunek swojej firmy.

7.1

"Wieluń" przyjazd do Tarnowskich Gór opóźniony 8 minut.
"Lubliniec" przyjazd do Katowic opóźniony 8 minut.

"Wieluń" jednostka jakby rok stała w krzakach. Syf, bród i ubóstwo, o zimnie nie wspominając. Za to nie było tłoku.

Powrotny "Lubliniec" (15.29 z Katowic, nawet mimo odjazdu 15.33) - pochwała dla kierownika pociągu, za kulturę obsługi pasażerów - klientów PKP-PR.
W Kaletach absolutnie po raz pierwszy: "Proszę pospieszyć z przesiadaniem!" (Pytanie: po co spieszyć, jak jest na to realnie kilka minut - żeby złamać nogę?)
Zasadniczo "Lubliniec" z 15.29 pustoszeje w oczach. Gdzie się podziali nawet ci stali pasażerowie?

Nic nie zmienia następującego faktu z poranka:
- Dzień dobry szefie!
- Spóźnia się Pan/i od 14.XII po raz dwudziesty!
- …

6.1

O ironio temu, który wymyślił szklane drzwi w tunelu dworca tarnogórskiego. I liczył, że szyby przetrwają dłużej niż dwa dni. Nie przetrwały. Potłuczone wszystkie.
Następna dygresja. Skoro PKP-PR to rzekomo odrębna i niezależna spółka od wszystkich innych PKP-coś tam, to po co służy uniżenie innym spółkom, zatrzymując bieg pociągu (tym samym opóźniając go) przy szatniach ich pracowników, np. Cargo-Wagon, czy jakoś tak? Bez odpowiedzi.
Reszta bez zmian. "Wieluń" 4 minuty w plecy. Po co pisać coś więcej. Zapełnienie w nim jak wczoraj, tylko w innej konstelacji: na korytarzu 10, plus po 3 stojące po jednej i drugiej stronie przedziału. W dalszym "Lublińcu" na styk wypełnione wszystkie siedzące, zresztą dziś w wersji miękkiej i ładnym obiciu.

Powrót: zapełnienie nieco lepsze niż wczoraj. Ogólnie jakoś pustoszeje ten 15.29 z Katowic.

Reszta bez zmian.

5.1

Zaczął się nowy rok roboczy. Koniec atmosfery świątecznej i sylwestrowo-noworocznej, pora skupić się na pracy zarobkowej. Stąd koniec z przygodami serwowanymi przez narodowego przewoźnika. W związku z tym powiem krótko: ja do pracy i z powrotem dojechałem jak zwykle, bez problemu. Przynajmniej do weekendu majowego nie mam czasu głowić się, co dziś wywinie PKP-PR. Ba, jak widać nawet nie mam czasu regularnie prowadzić tego bloga. Tylko że ja szczęściarz jestem.
Tego szczęścia nie mieli dziś ci, którym zależy na prozaicznej sprawie: planowym, co do minuty przyjeździe pociągu z Wielunia do Tarnowskich Gór. Oni wszyscy, podobnie jak ja, już wyzwolili się ze Świętego Mikołaja, Narodzenia Pańskiego i Sylwestra. Zaczęli zarabiać na chleb, czynsz, opłaty za media, podręczniki szkolne dla dzieci. Różnimy się tylko tym, że oni jednak muszą martwić się o to, co akurat dziś wywinie narodowy przewoźnik, w tym ile spóźni się z otwarciem drzwi na tarnogórskim peronie.
A dziś pociąg z Wielunia spóźniony 7 minut. Niby niewiele, tylko jakie rodzi skutki.
Zapełnienie: na moim korytarzu 14 osób na stojąco, plus za drzwiami przedziału 3 osoby na stojąco. W zimowym odzieniu i z bagażem podręcznym te 14 nie tak łatwo zmieścić przy drzwiach. Czemu one nie chcą wejść głębiej do środka, nie muszę wyjaśniać. Zresztą już wyjaśniłem powyżej: bo one jadą do pracy, często takiej zwykłej, lżejszej lub cięższej, ale z pewnością bez żadnych przywilejów socjalistycznych.
Lubliniec-Katowice konsekwentnie niby 8 minut (zgodnie z wyświetlaczami), w Katowicach planowo. Od Tarnowskich Gór po 3 osoby na korytarzach, z biegiem (Bytom) wszyscy na siedzących.
Powrót, nie bacząc już na drobnostki, OK. Jedynie co z Katowic wyjechało 40-50 osób, i tak do samego Strzebinia (z przesiadką oczywiście). Lekko mniej niż zwykle.
Jeszcze jedno, żeby nie było, że ostatnio tylko chwalę. W pociągu porannym Lubliniec-Katowice kierownik, który jeśliby to ode mnie zależało, wyleciałby pierwszy na zbity pysk za kulturę osobistą wobec pasażerów, zwłaszcza tych pełnopłatnych, inaczej rzecz ujmując, za żywą antyreklamę firmy PKP-PR.

3.1

Wyjątek sobotni. Podróż do M1 w Bytomiu, czyli po kolejarsku do Bytomia Północnego. Na tym przystanku można wysiąść jedynie za dnia i przy mrozie, więc warunki były spełnione (w innym razie trzeba wysiadać w Radzionkowie Rojcy).

Wyjazd ze Strzebinia 11.43. "Janinów" opóźniony 4 minuty i tak już pozostało do Tarnowskich Gór.

Zapełnienie: 1-2 osoby na siedzących, od Kalet trochę lepiej.

Kluczbork-Katowice bez uwag, zapełnienie od Tarnowskich Gór podobne, czyli przeciętne.

Powrót bezpośrednim "Wieluniem" o 14.25. W składzie trafił się inny z grupy najporządniejszych kierowników pociągu. Tacy są jak rodzynki - nie da się ich zapomnieć.

I zaczyna się, nawet przy sobocie. Dojeżdżamy do Tarnowskich Gór, część pasażerów przesiada się na "Kluczbork", wśród nich także jadący do Kalet. Będą 7 minut prędzej.

I byliby prędzej, gdyby doczytali na wyświetlaczu peronowym, że pociąg do Kluczborka odjedzie z 35-minutowym opóźnieniem. Tarnowskie Góry są znane z tak precyzyjnych wyliczeń. Częstokroć pojawia się opóźnienie 7 minut, nawet jak faktycznie jest to okrągłe 5 lub 10.

"Wieluń" odjechał w swoim planie, czyli jako pierwszy. Zapełnienie: 2-3 osoby na siedzących - ogólnie jak to w sobotę. Od Strzebinia pojedyncze osoby - łącznie około 25-30 na całą jednostkę.

2.1

Pociąg z Wielunia opóźniony 7 minut.
Na rozwidleniu w Kaletach już czekał pod semaforem pociąg z Lublińca.
Po drodze zaliczyliśmy jeszcze "Przystanek dla Nierobów", więc opóźnienie zostało utrzymane - przyjazd do Tarnowskich Gór również 7 minut w plecy.
Zapełnienie: siedzące plus po 2-3 osoby na korytarzach. W Kaletach zebraliśmy również oczekujących na "Lubliniec". A wydawało się, że będzie to dzień luźny, międzyświąteczny.

W Tarnowskich Górach "Lubliniec" zapowiedziany z 5-minutowym opóźnieniem. Zdziwienie, bo wjechał tuż po otwarciu drzwi przez "Wieluń". Widocznie jechał "pod prąd" i nadrobił przymusowe oczekiwanie w lesie przed Kaletami.
Zapełnienie: po 1-2-3 osoby na siedzących, co po drodze wykruszało się. Ostatecznie w Katowicach wysiadło mniej niż 30 osób.

W pociągu Lubliniec-Katowice jeden z najsympatyczniejszych kierowników, jacy dają się spotkać na tej trasie. Jeżeli zatem ktoś z PKP-PR czyta tego bloga, niech wie, na kim ma czerpać przykład dla reszty swojej kadry.

Z powrotem. Najpierw ciekawostki.
Po wejściu na peron dwa okazałe statywy fotograficzne. Czyżby ktoś dokumentował jakieś zjawisko? "Flirty"?
Jeszcze coś dla miłośników kolei. Elektrowóz "Ślązaka" wyposażony w wyświetlacz na czole. Przyznam, że chyba pierwszy raz zdarzyło mi się takie coś w Polsce zobaczyć. Aczkolwiek takie cudeńka najmniej mnie interesują.

Dalej. Zamiast jechać stoimy. Widocznie jest ku temu racjonalna przyczyna. Ostatecznie odjeżdżamy z 15-minutowym opóźnieniem. W efekcie w Strzebiniu 10 minut później. Ale to nie rano: dla żony, dzieci, kanarka i chomika nie muszę odbijać karty zegarowej najpóźniej o punkt danej godzinie, więc spóźnienie nie robi problemu.

Warte jednak zastanowienia, na co czekaliśmy w tych Katowicach. Bo jeżeli na opóźniony "Kraków", to nic tylko pogratulować PKP-PR montypythonowskiego poczucia humoru.

Chodzi o to, że od 14.XII została zerwana przesiadka rano od Tarnowskich Gór do Krakowa, więc jaki sens czekać na powracających z grodu Kraka, jeśli teraz nie mają jak tam dojechać…

31.12

"Wieluń" opóźniony w Strzebiniu 6 minut, w Tarnowskich Górach 5.

Zapełnienie: od Strzebinia prawie że wszystkie siedzące (z czego te wolne miejsca to niedostępne dla zwykłych podróżnych luki pomiędzy kolejarzami), od Kalet po kilka osób na korytarzach.

Na zakończenie kursu wjazd na peron trzeci (dzień wcześniej na drugi, itd.). Rzecz tkwi w tym, że pociąg ten po przyjeździe do Tarnowskich Gór staje się pierwszym połączeniem do Kluczborka. O ile dla wysiadających numer peronu ma minimalne znaczenie (jedynie co z 2 jest bliżej do dworca autobusowego niż z 3), to dla wsiadających w stronę Kluczborka sprawa jest już istotna. A jak na razie od 14 grudnia 2008 r. średnio połowa odjazdów została zrealizowana z 2, a druga połowa z 3 peronu (czasem nawet wbrew wskazaniom wyświetlaczy peronowych). Może czas ustabilizować tą sprawę? Przed zmianą rozkładu jazdy "Wieluń" kończył, a zarazem "Kluczbork" rozpoczynał zawsze z peronu trzeciego.

"Lubliniec" o czasie, zapełnienie do Bytomia przyzwoite, dalej (Chorzów Miasto) coraz słabsze, ostatecznie w Katowicach wysiadło ok. 70-90 osób.

W przedziale, w którym jechałem, ożywiona dyskusja trzech pań na temat rozkomunikowania przesiadki na autobus 820. W ten dzień sylwestrowy i tak - niezależnie od spóźnień "Wielunia" - kontynuowały podróż pociągiem, bowiem 820 jeździł wyjątkowo wg planu sobotniego.

Powrót wyjątkowo dwie godziny wcześniej, bezpośrednim "Wieluniem". W Katowicach na peronie ogromna ciekawostka. Niemalże wszystkie znajome twarze. Jakbyśmy wszyscy byli zatrudnieni u tego samego pracodawcy, który zwolnił nas dwie godziny wcześniej.

Po drodze jeden z pasażerów zostawia kurtkę i cały bagaż bez opieki, udając się do WC. W myślach gratuluję szczerze facetowi głębokiej wiary w uczciwość współpodróżnych, jakby im nawet dobrze z oczu nie patrzyło.

W Tarnowskich Górach połączenie z "Kluczborkiem", zapełnionym odtąd (od przesiadki pasażerów z Katowic) na poziomie wszystkich miejsc siedzących. Nasz "Wieluń" staje się prawie że pusty - po 1, góra 2 osoby na siedzących, z czego zdecydowana większość wysiadła w Strzebiniu.

Lecz to nie koniec na dziś wrażeń kolejowych. Pozostał jeszcze wyjazd na imprezę sylwestrową pod chmurką, we Wrocławiu. Strzebiń 16.54, Herby Str. 17.16/17.24, Wrocław 21.09. Niewiarygodne połączenie. Podróż bez przygód, od Namysłowa powoli zaczęło wzrastać zapełnienie i humory pasażerów, ogólnie wszystko OK.

30.12

Pociąg z Wielunia opóźniony 5 minut. Przyjazd do Tarnowskich Gór również. Stąd dla grupy zwykłych pasażerów zainteresowanych przyjazdem planowym małe pocieszenie, że dziś również maszynista jechał w białej koszuli pod krawatem.
Zapełnienie: siedzące plus 4-5 osób na korytarzach.

Lubliniec-Katowice 2 minuty później, co już ma mniejsze znaczenie. Zapełnienie: 3-4 osoby na siedzących.

Powrót. Grał do momentu odjazdu z Katowic. Wtenczas maszynista udał się na tył, skąd powrócił z 5-litrową butlą wody, raczej nie do picia. W końcu ruszyliśmy. W Kaletach już planowo.

Warta podkreślenia uprzejmość kierownika pociągu podczas kontroli biletów. Nie zawsze, wręcz rzadko kiedy tak jest.

W pociągu Katowice-Lubliniec następna ciekawostka. Dotychczas brak wody w WC tłumaczyć można było prosto, że poniżej zera może ona zamarznąć. Ale gdy dziś przy minus 10 st. C woda była, ta teoria wzięła w łeb. Widać nawet Einstein wysypałby się na materii PKP-PR.

W Kaletach podczas przesiadki larmo na całego. To tylko zbłąkany pasażer, który przejechał Tarnowskie Góry, chce do nich powrócić. Wsiada więc do stojącego na przeciwnej krawędzi peronu. Ale ten ("Herby Str.") jedzie w tą samą stronę, w którą on dotąd podróżował.

29.12

Pociąg z Wielunia opóźniony 3 minuty. Przyjazd do Tarnowskich Gór… 5.19, a więc minuta przed czasem. Krótko mówiąc: chce się - da się.

Postoju w Zwierzyńcu i na "Przystanku dla Nierobów" brak, dżentelmena w Kaletach również. Super! Oby tak codziennie.

Zapełnienie: wszystkie siedzące plus 4-5 stojących na korytarzach. Jak na dzień poświąteczny OK.

Oprócz tego przód pociągu niezwykle błyszczący. Oświetlenie? Nie! To tylko maszynista w białej koszuli pod krawatem. W PKP-PR niemożliwe? A jednak!

Pociąg Lubliniec-Katowice całkowicie wg planu. Zapełnienie: niemal wszystkie siedzące. W Bytomiu wsiadło ok. 30 pasażerów, ale w zamian za wysiadających wszyscy znaleźli miejsce siedzące.

Powrót również OK, zapełnienie jak zwykle, jedynie co niepokojąco długi postój na przystanku Załęże, który jednak do Tarnowskich Gór został nadrobiony.

Warte podkreślenia, że pociąg Katowice-Lubliniec w pięknych, śląskich żółto-niebieskich barwach. Zamierający widok na PKP. Wielka szkoda.

24.12

Drobny kupiec katowicki, u którego w wigilijne popołudnie zostawiłem 2 zł, a ciągu całego roku z górą 30 zł, pożyczył mi wesołych świąt. Od firmy, w kasie której moje gospodarstwo domowe zostawiło w upływającym roku blisko 6 tys. zł, nie usłyszeliśmy nawet "pocałujcie nas w nos, frajerzy".

Za to dziś rano pociąg z Wielunia opóźniony 6 minut. Przyjazd do Tarnowskich Gór (mało już istotne, na który peron) o czasie. Tak, to nie błąd. Stało się to prostym sposobem. Od rozwidlenia w Kaletach aż do Miasteczka Śl. jazda "pod prąd", czyli torem szybkim, oprócz tego brak postojów w Zwierzyńcu i na "Przystanku dla Nierobów". (My, zwykli pasażerowie, mamy swoje oznaczenia na różne kolejarskie elementy). I to wystarczyło, by przesiadającym się na 820 - dziś raptem 2, może 3 osoby - poprawić nastrój świąteczny. Po południu okazało się, że nie wystarczyło, bo dziś akurat 820 nie odjechał wcale.

Mimo wolnego toru poranny "Lubliniec" opóźniony 5 minut.

Po południu powrót wyjątkowo 13:45 z Katowic. Zapełnienie 2-3 osoby na przedział 4-miejscowy. Dość dużo walizek na kółkach, znikoma ilość znajomych podróżnych, kolejarzy chyba wcale. Kilkanaście osób przesiadło się na "Kluczbork", podobnie, a może nawet nieco słabiej zapełniony. Jak to przy wigilii.

Jeszcze tylko życzenia świąteczne dla sąsiadów, i już do stołu. Jednak nie. Bo sąsiad zamiast życzeń: - Widzieliście co narobili z tymi pociągami? - Rety, dajcie mi (nam wszystkim) trochę spokoju, chociaż we święta…

23.12

Jak na spowiedzi, rzędu 100 świadków w każdym kierunku, więc żadne kłamstwo nie przejdzie.

"Wieluń" rano 7 minut spóźniony. O przesiadających się na 820 mogę napisać tylko tyle, co udało mi się kątem ucha zasłyszeć w relacji popołudniowej. Otóż jedna z pasażerek otrzymała od swojego szefa następujące, niestety ironiczne życzenia: "Tylko moje przedświąteczne serce wzbrania mnie przed decyzją o zwolnieniu Pani (po 7 spóźnieniach do pracy). Po Nowym Roku nie będę wahał podjąć się tej decyzji." Kiedy inni pasażerowie rozpakowywali w pociągu powrotnym prezenty, ta Pani prawie że płakała…

Przy okazji: okazuje się, że w poprzedniej relacji jest mały błąd. Autobus przyspieszony nr linii 820 przyjeżdża do Bytomia regularnie 5:49 (a nie 5:53, jedynie jak była śliska droga, potrafił spóźnić się o te 4 minuty), co wielu spokojnie pozwala zdążyć do pracy na godz. 6, nawet z dalszą, jedno-dwuprzystakową przesiadką. Zatem pociąg, licząc czas dojścia z peronu, przyjeżdża aż pół godziny później. To okazuje się być bardzo istotną różnicą, nie bacząc na dodatkowe koszty, czyli drugi bilet miesięczny.

Ciąg dalszy historii porannej. "Wieluń" znów wjechał na inny peron, ale to ma nikłe znacznie. Widocznie ktoś "na budce" lubi bawić się wajchami, i tyle. "Lubliniec" odjazd z Tarnowskich Gór również opóźniony 7 minut. Przyjazd do Katowic identycznie. Logiczne? Jednak nie, bo w Bytomiu byliśmy dokładnie wg planu(!).

Powrót. Do Nakła Śląskiego OK, tam zanik napięcia. Pisać SMS-a do rodziny, że święta spędzę na peronie? Nie ma takiej potrzeby. Ale w Miasteczku Śląskim sytuacja identyczna. Zawsze to już bliżej.

I tu zaczyna się. Elegancka pasażerka, przynajmniej z pozoru, wyciąga szlugę na korytarzu i odpala. Obok, tuż za otwartymi drzwiami do przedziału, małe dziecko w głębokim wózku… W drugich drzwiach dwóch gości (niestety, również jak ta pani pracowników PKP), czynią to samo. Jedynie co ich papierosy jakby mniej śmierdziały.

Wyciągam "Wyborczą". W oczy rzuca się kolorowe ogłoszenie płatne Zastępcy Burmistrza Radzionkowa. Ów facet pisze tam, że "dojazd do pracy to już (dla radzionkowian) żaden problem". "No ja" - myślę sobie, parę pociągów na krzyż, średnia 10 km/h. Ale akapit dalej wyjaśnienie. Ów jegomość jest miłośnikiem spalin. A! - to zmienia postać rzeczy.

Na str. 11 w kolejnym ogłoszeniu płatnym Intercity życzy mi miłej podróży itd. Odwracam więc z nadzieją na str. 12 - niestety, PKP-PR tam nie ma, nie życzą mi nic, ani nawet temu maleństwu w wózku, np. uduszenia się w smogu papierosowym kolejarzy. (Ostatecznie do Strzebinia dojechaliśmy, w sile 7 osób, kiedy zwykle o tej porze potrafi wysiąść około 100 – cóż, święta.)

Przy okazji: nie ma to jak niechący poruszyć śmierdzący temat. Co się okazuje, "Wieluń" tzw. szkolny (czyli na 8 do Tarnowskich Gór i z powrotem przed 15) teraz podobno codziennie jeździ jako pojedyncza jednostka, a nie tylko w dni świąteczne, jak mi się zdawało.

Nie widzę tego na co dzień, natomiast z moich wspomnień urlopowych wynika, że w okresie intensywnej nauki szkolnej te dwie jednostki jeździły w zapełnieniu: Katowice-Tarnowskie Góry pustawo, Tarnowskie Góry-Strzebiń 100% miejsc siedzących zajętych plus z rzadka kilkanaście stojących, Strzebiń-Krzepice 1/2 tego, dalej znów pustawo. Czyli że te dwie jednostki były potrzebne tylko na odcinku Tarnowskie Góry-Strzebiń, tj. na 20 ze 134 km trasy. Więc globalny sens skrócenia składu o połowę jest.

Ale lokalnie z zasłyszanych relacji strzebinian wynika, że w pierwszym tygodniu obowiązywania nowego rozkładu w pociągach tych działy się dantejskie sceny. Zwłaszcza rano, jako że jednocześnie zlikwidowano pociąg przyjeżdżający na 7 do Tarnowskich Gór, z którego pasażerowie po części pouciekali do własnych samochodów, po części jeżdżą godzinę wcześniej, ale w znacznej ilości godzinę później, czyli razem z uczniami.

W efekcie pomiędzy Strzebiniem a Tarnowskimi Górami do jednej jednostki upycha się podobno ok. 300-400 osób. Dałbym wiarę, chociaż aż z ciekawości - jeśli ktoś miałby taką możliwość - warto by w styczniu (jak będzie szkoła) spradzić to, nawet w samych Tarnowskich Górach, przy wysiadaniu rano. Chyba szykuje się poważne zajęcie dla OKOKSM.

22.12

Dzisiaj odwrotnie.

Powrót z Katowic wszystko zgodnie z rozkładem. Atmosfera w obydwu pociągach prezentowo-kulinarna. OK. Ale raptem kilkanaście godzin wcześniej nerwówka na całego.

Po pierwsze loteria, czy przesiadającym się na 820 w tym tygodniu będzie udawać się ta sztuka. Okazuje się, że w ubiegłym tygodniu jedna z pasażerek próbowała desperacko dogonić odjeżdżający autobus i wywróciła się na śliskim chodniku, wskutek czego zwichnęła nogę w kostce.

O co chodzi z tymi przesiadkami? Ludzie tak desperacko gonią 820, by (z drugim - obok kolejowego - biletem, na autobus) zdążyć do pracy m.in. na godz. 6 do Bytomia (i na dalsze przesiadki). Pociąg na trasie Tarnowskie Góry-Bytom jedzie aż o 20 min. dłużej, meldując się zwykle o 6.12-6.14. 820 jest najpóźniej o 5.53. Więc na styk wielu może zdążyć. Jadąca po nim 19 jest już za późno, bo po szóstej. Krytyczne parę minut…

Po drugie nerwy, bo "jutro chyba strajkują". W pociągu kolejarze, porozsiadani jak zwykle jak paniska, udają, że nie słyszą tych rozmów. W końcu jednemu wyrywa się szyderczo, że "tak przynajmniej przedłużą sobie święta". Można zrozumieć, że spotkanie z Marszałkiem zostało celowo opóźnione, ażeby ten nie był już w stanie zorganizować ewentualnego transportu zastępczego. Odtąd jedyne, co daje się usłyszeć, to że jest za mało dotacji.

Stąd propozycja. Skoro mamy już "Monciaki i Krupówki", to pierwszy poranny "Wieluń" i ostatni wieczorny, czyli tzw. przewozy pracowników PKP, można by spokojnie nazwać "Więcej Dotacji". Jakieś 3/4 pasażerów będzie czuła się swojsko…

I po trzecie jeszcze większe nerwy, bo podobno od Nowego Roku kolejna zmiana rozkładu jazdy. Zwykli pasażerowie nie bardzo wiedzą, co można jeszcze w Strzebiniu wyciąć. Przecież choćby w tym momencie już jadą na stojąco, co raczej wskazuje, że pociągów należałoby dołożyć a nie likwidować kolejne. Ale z drugiej strony wiedzą też, że po PKP mogą spodziewać się wszystkiego.

Jedna z pasażerek po drodze profilaktycznie umawia się na nocleg u koleżanki gdzieś pod Katowicami, w razie strajku. Lecz dylemat: czy o godzinie 15 będą jakieś oficjalne i ostateczne rozstrzygnięcia? Przenocuje kątem u znajomej to okaże się, że pociągi będą jeździć, wróci do domu, to znów we wtorek może zaliczyć "bumelkę". (Na ścisłość: nie było jej w drodze powrotnej.)

W Kaletach, jak to przy poniedziałku, ale dziś wyjątkowo bez upychaczy. Pomieścili się wszyscy. Dżentelmen również (o nim innym razem). W Tarnowskich Górach… 7 minut spóźnienia, dodatkowo znów na inny peron. Niedoszłych pasażerów 820 wolę więcej nie drażnić przed świętami. Niektórzy mają od nowego rozkładu jazdy PKP już po 6 spóźnień, tyle, ile było dni roboczych… Im nie życzę wesołych świąt a planowego pierwszego pociągu.

21.12

Wyjątkowo wrażenia z dnia świątecznego. Zresztą tych wyjątków może będzie w ciągu tego miesięcznika więcej, wszak żyć trzeba, przemieszczać się również. A póki co w naszym pięknym kraju wskaźnik motoryzacji i posiadania prawa jazdy nie wynosi 100/100.

Więc po kolei. Wybraliśmy się dziś rodzinnie - ot, tak - na przedświąteczne zakupy do Tarnowskich Gór - naszej lokalnej metropolii. Wyjazd w południe (dla wnikliwych wg HAFAS-a nr 526). W Strzebiniu wsiadło kilka osób, przyjechało od Wielunia następne kilka. W Kaletach dosiadło się kilkanaście, w tym rodziny z dziećmi w wózkach. Niemniej tuż za nami podążał od Kalet "Lubliniec", więc im to wszystko jedno.

Co istotne, 8 minut spóźnienia na całej trasie. Mimo tego prędkość sielankowa (z autopsji wiadomo, że da się ciut więcej). Lecz w końcu niedziela.

Powrót z Tarnowskich Gór 14:52 (dla dociekliwych: nr 527). I tu niespodzianka. Po raz pierwszy jedna jednostka. Dotąd "świątek, piątek i niedziela" były dwie. Tylko po to, by w dni nauki szkolnej pomieścić wszystkich chętnych od Tarnowskich Gór do Strzebinia. Druga jednostka, mimo że dalej już niepotrzebna, wlokła się aż do Wielunia, a w soboty i niedziele na całej trasie stanowiła wybryk.

Od Katowic kilka osób przesiadło się na startujący "Kluczbork", dość przyzwoicie zapełniony. Za to nasz "Wieluń" raptem kilkanaście osób, z czego 8 wsiadło w Tarnowskich Górach. Do tego 4 kolejarzy, którzy dołączyli do kolejnych dwóch w skifiarni. (Skifiarnia to tył pociągu, gdzie pracownicy PKP posilają się "żuberkiem" zarówno przed jak i po pracy, i w oparach dymu tytoniowego wymieniają spostrzeżenia na temat małości dotacji.)

Podsumowanie. Te konkretnie, ani jeden, ani drugi pociąg "wieluński" nie są w niedziele tak naprawdę potrzebne. W soboty owszem, bywa bowiem i tak, że wtedy jedzie więcej osób niż w dzień nauki szkolnej. Dziś - gdyby nie my - wystarczyłyby dwa samochody osobowe, by zebrać całość zwykłych podróżnych.

W niedziele, pomijając zbiorowe interesy Panów Kolejarzy, wystarczyłyby w Strzebiniu po jednej parze rano i wieczorem (ale nie o szóstej i o szóstej), plus pociąg dla powracającyh studentów w stronę Katowic. Lecz nie w tym rzecz by nadmiar wyciąć, lecz by go lepiej alokować, czyli przenieść te środki (koszty uruchomienia) na dni powszednie.

Nikt nie pogniewałby się, gdyby w dni powszednie jechał dodatkowy pociąg od Herbów do Tarnowskich Gór, przed tym słynnym wieluńskim. Kolejarzy jechaliby sobie osobno, normalni pasażerowie osobno. Bez papierosowego smrodu, przekleństw, narzekań i na czas. Przed świętami pomarzyć można.

19.12

Rano tradycyjnie, ale do Tarnowskich Gór przyjazd tylko z 3-minutowym opóźnieniem.

Z powrotem inna niespodzianka. W Kaletach wjazd na 2 peron, a "Herby" oczekują na pierwszym. Śnieg, zimno, oblodzona kładka i wycieczka z tobołami (dzień powrotu studentów) przez pomysłowość kolejarzy. Bo przez "drugi" znów przejeżdżał pociąg ważniejszy, czyli towarowy.

18.12

Pociąg z Wielunia opóźniony 5 minut. Widać postępy. Mimo tego przesiadkę na 820 znów ludziom wystrzeliło w kosmos. W Tarnowskich Górach wjazd na peron trzeci, czyli powrót do tradycji.

Wcześniej, w Kaletach, dosiadający kolejarze wkurzeni, bo nie mają gdzie - jak zwykle - zapalić i łyknąć co orzeźwiającego przed dniówką, bo "służbówkę" zajęli SOK-iści. Co bardziej zdeterminowali odpalają papierosy na korytarzu, mimo że pomiędzy nimi jadą normalni pasażerowie.

"Lubliniec" do Radzionkowa tradycyjnie wyścig z żółwiami, odkąd kilkuminutowy postój na każdym przystanku. Cel nieznany. W efekcie blisko 10 minut spóźnienia do Katowic.

Z powrotem postój przed przystankiem w Bobrku. Okazuje się, że z przeciwnego kierunku nadjedzie towarowy, który ma priorytet. 5 minut opóźnienia.

17.12

Pociąg z Wielunia opóźniony 6 minut. Gromy wiszą w powietrzu od tych, którzy zwykle przesiadali się na 820. Jakiś kolejarz w porannym przebłysku trzeźwości tłumaczy, że to przez zaniżenie czasu przejazdu, o ponad 15 minut. No i nieszczęsny postój graniczny w Janinowie. W Kaletach niezmierny ścisk. Próbują się zmieścić ci co zwykle i jednocześnie ci, którzy wyszli na pociąg z Lubińca.

W Tarnowskich Górach znów zmiana peronu. Wjazd na 3 a na wyświetlaczach, że do Kluczborka (na który przechodzi skład) odjedzie z 2. Ciekawe.

16.12

Pociągu z Wielunia brak. Złodzieje ukradli trakcję. Najpierw zapowiedź 60 minut opóźnienia, później schodzi do 30. W Tarnowskich Górach pociąg z Lublińca oczekuje na spóźnialskich. Do Katowic przyjeżdża nawet w planie. Czyli te zwolnienia (prędkości) to tak jakby lekki "pic na wodę".

15.12

Pierwszy dzień powszedni nowego rozkładu jazdy. Pociąg z Wielunia opóźniony 7 minut. Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów. Z reguły bywał 2-3 minuty przed czasem. Na peron w Kaletach wjeżdża równolegle z pociągiem z Lublińca. Nie wiadomo, który odjedzie pierwszy. Przesiadać się teraz, czy - tradycyjnie - w Tarnowskich Górach? Pierwszy odjeżdża "Wieluń". Wjazd do Tarnowskich Gór z 7-minutowym opóźnieniem (oprócz tego nie na ten peron, co zwykle). Wszystkim, którzy przesiadali się tu na autobus 820 o godz. 5:25, połączenie diabli wzięli. Spóźnienia do pracy murowane.

Lubliniec-Katowice odjeżdza z Tarnowskich Gór z konsekwentnym, kilkuminutowym opóźnieniem. Zaraz za zakrętem niespodzianka. Ponad 20 minut telepania się do Radzionkowa. Od dzisiaj już tak na stałe. Do Katowic przyjazd niemalże kwadrans przed siódmą (w piątek było jeszcze o wpół do siódmej). Dla pracowników PKP - OK, dla pasażerów kupujących "całe" bilety - bieg. Od dzisiaj także na stałe.

Powrót z innowacyjną przesiadką w Kaletach. Jak na pierwszy dzień tej nowinki, nawet bez przygód. Poza tymi, którzy z przyzwyczajenia wysiedli w Tarnowskich Górach i byli zdziwieni, że "Krzepice" wcięło.

Dodaj nową wypowiedź
lub Zaloguj się jako użytkownik serwisu Wikidot.com
(nie będzie opublikowany)
- +
O ile nie zaznaczono inaczej, treść tej strony objęta jest licencją Creative Commons Attribution-ShareAlike 3.0 License