Chciałbym podzielić się wrażeniami z podróży pociągiem PKP relacji Katowice - Żywiec w piątek 1 maja (nr 723, odjazd z Katowic godz. 11.21).
Chcesz złożyć reklamację? Wyślij ją na adres:
lp.pkp.rp|eciwotak.rp#lp.pkp.rp|eciwotak.rp oraz
lp.noiger-aiselis|airalecnak#lp.noiger-aiselis|airalecnak
W taki sposób możesz wpłynąć na przewoźnika oraz instytucję, która dofinansowuje przewozy.
Katowicki dworzec przywitał nas kilometrowymi kolejkami do kas - kto mógł przewidzieć, że długi weekend ludzie zechcą spędzić poza domem? Po oczekiwaniu w kilkunastoosobowej kolejce do kasy "Szybka Obsługa Podróżnego", kasjerka nagle opuściła roletę i poinformowała, że "kasa nieczynna, należy przejść pod okienko nr 3". Pasażerowie posłusznie przebiegli, gdzie kolejkowe atrakcje rozpoczęły się od nowa.
Ta rozgrzewka okazała się bardzo przydatna, z biletami w ręku pobiegliśmy na peron drugi, gdzie czekał już pociąg, czysty, zmodernizowany za unijne środki - JEDNA jednostka. Niestety, nie mieliśmy okazji ocenić komfortu nowych, purpurowych siedzeń, z trudem znaleźliśmy dla siebie skrawek przestrzeni i uchwyt, bo wygodne miejsca siedzące na podłodze były już zajęte. W takich warunkach składzik dzielnie ruszył na południe i dotarł bez problemu aż do pierwszego przystanku - w Ligocie. Tu czekały kolejne wyzwania. Po pierwsze (o dziwo!) na stacji do pociągu próbowali dostać się kolejni pasażerowie. Odtąd podróż niczym nie różniła się już od jazdy zatłoczonym tramwajem. Po drugie, stojący na peronie pociąg należało ponownie wprawić w ruch. Z tym poszło gorzej i dopiero po kilku dramatycznych szarpnięciach i bieganinie maszynisty operacja uwieńczona została sukcesem. (…)
Nawet punktualnie dotoczyliśmy się do Tychów, gdzie licznie zgromadzeni na peronie tyszanie podejmowali desperackie próby dostania się do wnętrza składu. Jak się wkrótce okazało, zupełnie niepotrzebnie. Po kilku szarpnięciach nastała cisza i spokój. Bezruch. Było ok. 11.50. Pociąg skończył bieg. EC Praga i pospieszny Kielce - Bielsko omijały nas wzgardliwie peronem trzecim. Minęła 12.15 (godzina przyjazdu do Czechowic), czas nadal upływał leniwie i przyjemnie, z obsługi nikt nie pofatygował się z jakimikolwiek wyjaśnieniami.
Ok. godz. 12.30, gdy pociąg planowo miał już być w Bielsku, udałem się w drogę do konduktora. Gdy dotarłem na czoło pociągu, dowiedziałem się, że nie ma szans na to, by ruszyć w dalszą podróż dotychczasowym składem, jednak z Katowic wyruszył już skład zastępczy, złożony z dwóch jednostek EZT, który w Tychach powinien zjawić się w przeciągu kwadransa. Z ust do ust wiadomość ta rozeszła się wśród pasażerów, bo oficjalnej informacji nie podano. Zanim rzesza ludzi wiedziona tylko własną intuicją przelała się na peron trzeci, popłoch wywołał wjeżdżający nań pociąg osobowy do Zwardonia (nr 417), równie przepełniony, co nasz zdefektowany, bo również prowadzony jedną, starą jednostką EZT. Dopiero po chwili okazało się, że to jeszcze nie wyczekiwany pociąg zastępczy, który pojawił się na peronie kilka minut później (bez zapowiedzi megafonowej i bez instrukcji konduktora). Drużyna konduktorska wskoczyła do pociągu dopiero tuż przed odjazdem, gdy wszystkie wózki, rowery i bagaże zostały już przetaszczone przez obskurne przejście podziemne i wywindowane do nowego składu. (…) W dalszą drogę pociąg wyruszył ok. 12.50, zatem z ponadgodzinnym opóźnieniem.
Będąc świadkiem tego żenującego zdarzenia, pytam za Waszym pośrednictwem PKP i jako pasażera nie interesuje mnie, która ze spółek za co odpowiada:
- czy w dzień wolny, tradycyjnie spędzany poza domem, na trasie turystycznej powinien kursować pociąg złożony z jednego składu?
- czy sprawdza się stan techniczny taboru przed wysłaniem go w trasę? Czy przewoźnik zdaje sobie sprawę z odpowiedzialności, jaką jest przewożenie kilkuset osób w jednym składzie?
- czy nie ma odpowiednich procedur, regulujących obowiązki obsługi pociągu i stacji w tego typu sytuacjach awaryjnych? Czy pasażerowie powinni być pozostawieni sami sobie?
Moim zdaniem nagłaśnianie tego typu przypadków jest jedyną szansą na zmianę (choćby tylko mentalnościową) na kolei.
PS Oczywiście złożę również formalną reklamację w PKP PR
Źródło: List pasażera zamieszczony w Gazecie Wyborczej Katowice
Ładne kwiatki się dzieją w PR Katowice, ale to nie jest pierwszy przypadek, kiedy to w okresie długiego weekendu ŚZPR wysyła w trasy po jednej jednostce.
Jakoś to co opisał ten człowiek niespecjalnie mnie już dziwi. Kasjerki i wogóle obsługa dworców kolejowych kulturą chyba do psa nie dorasta.
Ja pozwolę sobie opisać sytuację, jaka przydarzyła mi się wczoraj, tzn 8 maja o godzinie 23.55 na dworcu w Zawierciu. By wprowadzić czytelników w temat muszę cofnąć się o kilka godzin wstecz, gdy jadąc skuterem od strony Mikołowa wjechałem nagle w zapadlisko w jezdni na ulicy Kozielskiej w Katowicach. Zauważyłem głęboką dziurę w jezdni w ostatniej chwili (była godzina 20.30 i panowała już lekka szarówka, co najbardziej ogranicza widoczność, gdyż światła w zasadzie nic nie dają. Nie wyhamowałem i niestety wpadłem w tą dziurę poważnie uszkadzając skuter, do tego stopnia, że nie nadawał się on do dalszej samodzielnej jazdy. Przybyła na miejsce zdarzenia Policja zabrała mi dowód rejestracyjny i wystawiła stosowne zaświadczenia. Jedyną szansą na powrót do domu i dowiezienie skutera było przewiezienie go pociągiem. Przeprowadziłem skuter pod bramę wjazdową przy nastawni KO, gdzie jest jedyna droga dojazdu do peronów. Pracownicy nastawni bez problemów otworzyli mi bramę, za co bardzo im dziękuję. Po wepchnięciu skutera na peron 3 i podstawieniu pociągu, udałem się do kierownika pociągu z prośbą o wyrażenie zgody na przewiezienie w tylnej części EZT uszkodzonego skutera. Konduktor oczywiście żadnych problemów nie robił, jeszcze drużyna konduktorska pomogła mi go władować do pociągu (masa motoru to 136 kg) a ja w całym tym wypadku doznałem zwichnięcia prawej ręki i silnego stłuczenia lewej nogi. Także po wjeździe do Zawiercia przyszedł konduktor i pomógł mi wynieść skuter z pociągu.
Tym ludziom serdecznie dziękuję za okazaną mi pomoc i zrozumienie. Chciałbym, by każdy pracownik PKP PR był tak miłym i uprzejmym jak ta drużyna konduktorska. Niestety, to co napiszę poniżej sprawia, że podróżować z PKP nie mam już zamiaru.
Po zjechaniu z peronu 2 w Zawierciu stwierdziłem, iż brama wyjazdowa jest zamknięta. Udałem się więc do kasy biletowej i poprosiłem kasjerkę o otwarcie bramy celem wyjazdu przedstawiając jej całą zaistniałą sytuację. Kobieta ta chwyciła za telefon i gdzieś zaczęła dzwonić. Zajęło jej to około 10 minut, po czym odłożyła słuchawkę i stwierdziła, że dyspozytor w Katowicach nie wyraził zgody na otwarcie bramy (na Boga, co ma jakiś dyspozytor z Katowic do durnej kłódki z łańcuchem na ledwo trzymającej się bramie w Zawierciu??). Poprosiłem ją, by dała mi numer telefonu do dyspozytora, iż sam wytłumaczę o co chodzi. Z wielką łaską wykręciła numer i podała mi słuchawkę. Okazało się, że nie połączyła się z dyspozytorem lecz z jakąś koleżanką. No ale przedstawiłem tej jej koleżance całą sprawę, po czym usłyszałem tą samą odpowiedź, co przekazała mi kasjerka: "dyspozytor nie wyraził zgody na otwarcie bramy". Zdesperowany udałem się do posterunku SOK, gdzie przedstawiłem sytuację. Zdziwiony oficer dyżurny wartowni SOK sam poszedł do tej kasjerki po numer telefonu do tego dyspozytora i dzwonił osobiście, tłumacząc całą sytuację. Wreszcie dyspozytor wyraził zgodę. SOKista przekazał mi, bym poszedł pod kasę i zaraz kasjerka wyjdzie i otworzy bramę. Podszedłem pod kasę, ale ta jak siedziała tak siedzi. Pytam się więc, czy ma zamiar w ogóle wyjść tą bramę otworzyć, bo dyspozytor wyraził zgodę. Ona na to, że ona o niczym nie wie. Poszedłem znów do SOK isty i ten znów dzwonił do dyspozytora. Dyspozytor stwierdził, że dzwonił do kasjerki by wyszła otworzyć bramę. SOKista znów poszedł ze mną do tej kasjerki a ta stwierdziła, iż nikt do nie nie dzwonił. Sokista znów poszedł dzwonić do dyspozytora ale w tym czasie kasjerka uciekła na zaplecze i już stamtąd nie wyszła.
Z pomocą przyszedł mi kolega, który z wielkim trudem przeprowadził skuter przez dwa tory szlakowe (ok 80 metrów prowadzenia zdefektowanej maszyny po torze), po czym udało mu się po podstawionych kamieniach wepchnąć skuter na peron 1, z którego już jest normalny zjazd. Dzięki temu udało mi się wyprowadzić skuter z dworca. Inaczej pewnie bym stał na tym 2 peronie do tej pory.
W tym miejscu bardzo "dziękuję" za okazaną mi (ofierze wypadku) pomoc kasjerce (w nocy jest tylko jedna) i mam nadzieję, że kiedyś sama znajdzie się w podobnej sytuacji, i nikt jej pomocy nie udzieli. Ile trzeba mieć w sobie zwykłego chamstwa i prostactwa, by z otwarcia durnej bramy zamykanej na żeliwną kłódkę i łańcuch zrobić wielkie HALLO na całą dyrekcję. Przecież odrobina dobrej woli wystarczyła by, by pożyczyć ten durny klucz bym mógł wyjechać z terenu dworca, tym bardziej, że posiadałem wszelkie zaświadczenia z Policji o zaistniałym wypadku. Kobieta ta potraktowała mnie co najmniej jak intruza, ba, złodzieja, który chce wywieźć ze stacji chyba wszystkie tory. Jeszcze bezczelnie powiedziała mi, bym sobie zniósł skuter po schodach, po tym, jak poinformowałem ją, że mam zwichniętą prawą rękę i stłuczoną nogę.
Dzięki tej pseudo kobiecie publicznie oświadczam, że więcej z usług PKP nie skorzystam (chyba że pojadę bez biletu na gapę). A nie skorzystam, gdyż ja ciężko muszę pracować na pieniądze i na pewno z moich pieniędzy to babsko wypłaty nie dostanie. Po za tym bałbym się, że gdyby np coś mi się stało kiedyś w pociągu (zawał serca, zasłabnięcie itp itd) to nawet karetka pogotowia nie miała by jak dojechać by udzielić mi pomocy.
Będę również zachęcał wszystkich znajomych do zaprzestania z korzystania z usług PKP, w szczególności PKP PR. Niech kupują skutery, które są tanie, ekonomiczne i znacznie szybciejsze od PKP.
Przykładowo: Z Zawiercia do Chorzowa na dojazd pociągiem osobowym PKP PR muszę stracić minimum 3 godziny, uwzględniając dojście/dojazd do/ze stacji. Skuterem jadę 70 minut od drzwi do drzwi.
I naprawdę współczuję ludziom, którzy w feralny majowy weekend skorzystali z usług PKP. Jestem zapalonym hobbystom parowozów i w majowy weekend zawsze jadę na paradę parowozów do Wolsztyna. Jazdę w ubiegłym roku wspominam jako koszmar minionej nocy - brud, ścisk, pijaństwo w pociągu a końcowy etap, czyli podróż z PKP PR na trasie Leszno - Wolsztyn pojedynczym szynobusem zapchanym do granic możliwości, gdzie ludzie stali jedni na drugich i ciągle robiło mi się słabo, to już było gorsze od wożenia Żydów do Oświęcimia przez Hitlerowców w czasie okupacji. Ci byli bardziej humanitarni od PKP PR. Z relacji ludzi z różnych for tematycznych wiem, jakie mieli problemy z dojazdem do Wolsztyna na paradę tego roku. Poza powyższym jeszcze brak skomunikowań. Wiele osób nie dojechało lub w ogóle zrezygnowało z podróży.
Ja do Wolsztyna wybrałem się z Zawiercia skuterem. Trasę liczącą 450 km pokonałem w niespełna 9 godzin wliczając w to postoje i dwa tankowania. Na benzynę wydałem raptem 35 złotych w jedną stronę. Zajechałem tam wypoczęty, zrelaksowany a przede wszystkim nie uzależniony od jakichkolwiek środków komunikacji. Wyjechałem dzień po paradzie o godzinie 8 rano z parowozowni Wolsztyn i już na godzinę 17.00 byłem w domu, z czego godzinę zwiedzałem pozostałości po stacji i parowozowni w Kępnie. W samym Wolsztynie wykonałem masę zdjęć parowozów oraz pociągów prowadzonych parowozami bez tłumów w tle, czego Ci, którzy przyjechali do Wolsztyna z PKP niestety mieć nie będą.
By ktoś nie zarzucił mi, że na skuterze miałem wypadek, to już śmiem wyjaśnić, że wypadki zdarzają się wszędzie, na PKP również. Jak na 10 tysięcy przejechanych kilometrów w trzy miesiące to jest OK. A PKP już nigdy nie potraktuje mnie jak zło konieczne, które należy zniechęcać do podróżowania pociągiem. Mnie już skutecznie zniechęciła ta kasjerka. Poza tym moja kolej już dawno umarła - umarła z chwilą wygaszenia ostatnich parowozów pracujących w planowym ruchu. Pozostał tylko Wolsztyn o statusie skansenu, więc to już nie jest to samo. Natomiast jak znam kasjerki z dworca Katowice - śpiące i wiecznie nieprzytomne lale, którym się po prostu robić nie chce, to takich ludzi, jak ja czy ten gość, który pisał ten artykuł jest o wiele więcej. Już sam ich widok skutecznie zniechęca do podróży z PKP.
Na zakończenie dodam, że dużo podróżuję po Europie i w cywilizowanych krajach nie tylko skuter ale i samochody przewozi się w pasażerskich składach i do tego stworzona jest cała infrastruktura.
Pozdrawiam, Marcin Gądek, SLW
Marcin: najgorsze jest to, że PKP właśnie traci pasażerów na własne życzenie. Smutne. Niepojęte wprost. Niestety prawdziwe.
I życzę Marcinie dużo zdrowia i bezpiecznej jazdy. Przeczytałem Twój post 3 razy i powiem tylko jedno: Pani kasjerko z Zawiercie. Gdybym ja był Pani szefem, to już by Pani dawno była za to, co Marcin opisał wyrzucona z pracy na zbity pysk. Dosłownie. Może by następnym razem wykazała się Pani taktem, zrozumieniem i kulturą oraz poszanowaniem drugiej osoby.
Ludzie takie są przepisy! Ja np. nie pozwolił bym Ci przewieść tego skutera! gdyż nie można przewozić ich (nawet w przedziale końcowym EZT)
Chore i durne przepisy są po to by je łamać :)
Tak jak pisałem, w krajach Cywilizowanej Europy (i nie tylko) kursują pociągi, w których nie tylko skuter ale samochód osobowy można przewieźć w specjalnych wagonach wczepianych w składy pociągów pasażerskich.
Niestety w Polsce wciąż króluje głupota i zacofanie, przejawiające się nie tylko w przepisach a w zwykłym braku wyobraźni i zwykłej ludzkiej życzliwości. Na szczęście nie wszyscy są tak przepisowi i pozbawieni braku wyobraźni jak Ty.
Różne są w życiu sytuacje losowe w których każdy może się znaleźć i nie należy o tym zapominać.
Przy okazji, skoro już widzę, że jesteś z PKP PR, to opiszę kolejną przykrą sytuację w jakiej miałem okazję uczestniczyć. Kilka miesięcy temu jechałem pociągiem osobowym z Zawiercia do Chorzowa Batorego. Wraz ze mną jechał w EZT starszy człowiek z nogą w gipsie poruszający się o dwóch kulach. Człowiek ten wracał ze szpitala w Częstochowie, skąd został wypisany kilka godzin wcześniej. Gdy przyszedł konduktor sprawdzić bilety, okazało się, że człowiek ten podróż odbywa bez biletu. Konduktor kazał mu opuścić pociąg na najbliższej stacji. Facet tłumaczył, że został brutalnie pobity w Częstochowie (napad na tle rabunkowym) i okradziony ze wszystkiego. Posiadał jednak przy sobie wypis ze szpitala oraz zaświadczenie z Policji o utracie dokumentów w wyniku przestępstwa. Mimo tego konduktor pozostał nieustępliwy. Dopiero po mojej interwencji (czytaj: urządzeniu konduktorowi awantury i nazwaniem go bezdusznym draniem oraz przyłączeniu się do tego kilku współpodróżnych, którzy też nieźle mu nawtykali) odpuścił sobie i poszedł sprawdzać bilety dalej.
I tu pytam się Cię, jako, iż podpisujesz się PKP PR, czy kolej nie ma obowiązku udzielenia pomocy ofierze przestępstwa czy innej sytuacji losowej, skoro takie prawo pomocy ma zagwarantowane w Polskiej Karcie Praw Ofiary????
http://www.wolfpunk.most.org.pl/pkpof.htm
Proszę zapoznać się z jej treścią.
Bynajmniej dla mnie, to PKP jest firmą, której oczy przesłoniły durne przepisy, zakazy i nakazy rodem z okresu PRL (vide zakaz fotografowania, zniesiony w 1990 roku a do dziś wielu pracowników tej pożal się Boże firmy jest nadal przekonana o jego istnieniu). Jest to też firma, w której człowiek, nawet jeśli wina definitywnie leży po jej stronie, nie ma prawa do godnego traktowania. Proszę sobie przypomnieć sprawę sprzed kilku lat, gdy to na skutek awarii pociągu bodajże w Radomiu gnano pasażerów kilka kilometrów po torach, bo nikomu nawet nie przyszło, by zapewnić autobus, który dowiózł by tych ludzi na stację. I to ma być firma dbająca o pasażera, firma, na której można polegać????
JAKIE PRZEPISY ??? co ty piszesz tu chodzi o zwykłą życzliwość otwarcie kłudki !!! to babsko powinno od razu być zwolnione. A PKP PR to smród i pijaństwo. dzisiaj jechałem w owędzonym od petów pociągu na zwrócona przeze mnie uwagę konduktor podejmuje ze mną dyskusję a obok niego dwie młode dziewczyny pijące browara kto nie reaguje - konduktor koło nich słaniający się na nogach inny pracownik PKP. normalnie jeden wielki SYF !!!
To już są bezpodstawne zarzuty w kierunku przewoźnika! Piszesz że przepisy są po to by je łamać - bez komentarza.
Oczywiście każdy z nas ma do wyboru różne środki lokomocji, przypomnę że kolej jest najbezpieczniejszym. Nie rozumiem dlaczego obwiniasz kolej w tym przypadku PKP Przewozy Regionalne, w tym konkretnym przykładzie konduktora który po prostu wykonywał swoją pracę? Ja nie zaprzeczam że sytuacja była niecodzienna, i troszkę skomplikowana (brak dokumentów). Jednakże zaznaczasz że podróżny miał przy sobie zaświadczenie o braku dokumentów, dlatego też to zaświadczenie potraktował bym jako dokument stwierdzający tożsamość.
Zauważyłem, że uważasz że konduktor powinien nie zwracać uwagi na brak biletu gdyż sytuacja tego Pana była nieciekawa - wyobrażasz sobie co by się działo gdyby tak wszyscy robili?!
Oczywiście wiadomo że w przypadku tego podróżnego, nie można żądać by zgłosił się natychmiast to kierownika pociągu lub konduktora z żądaniem zakupu biletu(regulamin RP/TP-PR), gdyż było by to trudne lub nie możliwe do wykonania(gips). Konduktor też nie powinien "wyrzucać" pasażera z pociągu. W tej sytuacji najlepszym rozwiązaniem było by wystawienie biletu kredytowanego (jest taka możliwość! opłata dodatkowa:150.-/60.-(7dni)) podróżny jechał by wtedy zgodnie z przepisami, dlaczego tak nie zrobiono ? ? ?
Szymek, z całym szacunkiem, ale gadasz od rzeczy chłopie. Opisane przez kolegę SLW przypadki to ewidentne przykłady chamstwa, urągania godności pasażera, to przypadki, za które w każdej normalnej firmie wywalono by na zbity pysk. Niestety PKP PR normalną formą nie jest. Ja mam nadzieję, że PKP wraz ze swoimi durnymi i kretyńskimi przepisami jak najszybciej upadnie. Tyle. Z podejściem do klienta i myśleniem, jakie prezentujesz Ty i inni pracownicy PKP naprawdę ciężko walczyć o pasażera i promować kolej.
To co opisuje SLW to skandaliczne przypadki głupoty i debilizmu. Życzę, naprawdę Ci Szymek z całego serca życzę, by nikt nigdy Cię tak nie potraktował. Bo uwierz mi, że nie jest to ani miłe, ani przyjemne.
Jestem ciekaw, kiedy do osób z PKP dotrze, że pobieranie opłaty (tym bardziej od ofiary przestępstwa w bardzo trudnej sytuacji losowej - napad rabunkowy i ciężkie pobicie do tego stopnia, że ten starszy człowiek znalazł się w szpitalu ze złamaną nogą - w Kodeksie Karnym jest nawet zapis o szczególnym okrucieństwie) w wysokości wielokrotnie przewyższającej cenę biletu na przejazd jest zwykłym złodziejstwem a nie udzieleniem kredytu???
Przykładowo: bilet z Częstochowy do Chorzowa Batorego na pociąg osobowy w 2 klasie kosztuje 14 złotych. To, co PKP nazywa biletem kredytowym kosztuje 150 zł + cena biletu 14 zł + 4 zł za wypisanie biletu w pociągu, co daje łączną kwotę 168 zł. Naprawdę, PKP jest jedyną firmą udzielającą w tym przypadku kredytu, którego oprocentowanie wynosi ponad 1000% (słownie: tysiąc procent) !!!
Jednak wyjaśnię, że ten tzw "bilet kredytowy" z kredytem nie ma nic wspólnego. Jest to "Wezwanie do zapłaty należności za jazdę bez ważnego biletu" czyli mówiąc prostym językiem kara za jazdę na gapę (usiłowanie wyłudzenia przejazdu).
Bilet kredytowy jeśli o nim już mówimy to bilet, który w ściśle określonych sytuacjach jest wystawiany podróżnemu, którego z przyczyn losowych nie stać na zakup gotówką w dniu wyjazdu biletu na przejazd i wysokość oprocentowania nie powinna przekraczać 30% (słownie: trzydzieści procent) faktycznej wartości biletu na przejazd. Bilet taki wystawiany jest na żądanie podróżnego po przedłożeniu odpowiednich dokumentów. Tak to wygląda bynajmniej w Niemczech. Z tego co już zdążyłem się zorientować, w Polsce też istnieje taki bilet kredytowy, jednakże jak twierdzą konduktorzy, nigdy na niego druków nie widzieli.
Wynika więc z tego, że ofiarę przestępstwa, którą opisałem w powyższym poście PKP traktuje jak zwykłego gapowicza usiłującego wyłudzić przejazd bez biletu. Po prostu gratuluję tupetu!!!! Potem się dziwicie, że ludzie, którzy nawet z założenia są uczciwi i za ten bilet by zapłacili, unikają jednak wypisania "biletu kredytowego" w wydaniu PKP lub go po prostu nie płacą. Mnie to nie dziwi, ponieważ nikt normalny nie zgodzi się na kredyt dziesięciokrotnie przewyższający cenę faktyczną biletu na przejazd.
Karta Praw Ofiary jednoznacznie zobowiązuje wszelkiego rodzaju instytucje do udzielenia pomocy ofierze przestępstwa. Jak widać, PKP traktując ofiarę przestępstwa jako zwykłego złodzieja ma w głębokim poważaniu Kartę Praw Ofiary.
Szymonie z PKP PR. Proszę nie przeinaczać moich wypowiedzi!!!
Cytuję Twoje słowa:
"Piszesz że przepisy są po to by je łamać - bez komentarza."
Nic takiego nie napisałem. Napisałem, iż chore i durne są po to by je łamać, a to diametralnie zmienia punkt widzenia. Wyjaśnię to na prostym przykładzie:
Za czasów PRL na PKP obowiązywał rygorystycznie przestrzegany "zakaz fotografowania". Mało tego, to Polska była jedynym krajem ówczesnego Bloku Wschodniego, gdzie taki przepis funkcjonował. Wielu ludzi - porządnych zacnych obywateli tego kraju - łamało ten przepis by na kliszach swoich aparatów fotograficznych utrwalić historię polskiego kolejnictwa. Ludzie ci niejednokrotnie ryzykowali pozbawieniem wolności w imię dokumentowania czegoś, co w normalnych krajach zwie się "dziedzictwem narodowym". Wiele osób miało z powodu łamania tego przepisu poważne problemy z prawem. Jednak dziś, dzięki temu, że ludzie ci (W TYM I JA Z CZEGO JESTEM BARDZO DUMNYM) łamali chory i absurdalny przepis, dziś możemy na zdjęciach oglądać jak wyglądała kolej w latach siedemdziesiątych czy osiemdziesiątych. Dzięki temu wiemy jak wyglądała większość parowozów eksploatowanych na PKP, jak wyglądały stacje kolejowe czy budowle inżynieryjne.
Absurdalność tego przepisu polegała na tym, iż już w latach siedemdziesiątych amerykański wywiad dysponował takim sprzętem szpiegowskim, który bez potrzeby latania po torach z ciężkimi aparatami made in ZSRR wykonywał na odległość zdjęcia wszystkiego co było w kręgach zainteresowań zachodnich służb wywiadowczych. Tylko kogo z tych służb interesowały jakieś tam parowozy??? A szkoda, ponieważ i tak archiwa fotograficzne w tym zakresie mamy uboższe od Kenii czy Sudanu.
Na powyższym przykładzie udowodniłem Ci Kolego Szymonie to co jeszcze raz podkreślę, iż CHORE I ABSURDALNE PRZEPISY NALEŻY ŁAMAĆ. Mam nadzieję, że wreszcie załapałeś o co mi chodzi????
Idąc dalej Twoim tokiem rozumowania. Podam kolejny przykład:
Ostatni pociąg osobowy z Zawiercia do Katowic. Kompletnie pijany młodociany pasażer rozwalony z buciorami na wszystkich czterech siedzeniach w przedziale pasażerskim EN57. Obok niego na stoliku butelka wódki i puszka piwa. Przychodzi konduktorka, szarpie go za rękaw i prosi o bilet. W odpowiedzi słyszy "sp…..aj ku….o". Konduktorka idzie dalej. Dochodzę do niej i pytam dlaczego nie wzywa Policji?? W odpowiedzi usłyszałem "po co, przecież on i tak za bilet nie zapłaci".
Zatem Kolego Szymonie, coś mi tu nie gra. To zwykłego pijaka jadącego na gapę kolej traktuje jak powietrze, bo on i tak za bilet nie zapłaci, a ofiarę przestępstwa traktuje jak złodzieja wyłudzającego przejazd, bo taki starszy człowiek ma zapewne emeryturę i można mu z tej emerytury tą należność ściągnąć????
Naprawdę, takie rzeczy to tylko w Polsce i głównie w PKP. Postępujcie tak dalej, a niedługo będziecie wozić powietrze. Samochody tanieją, na rynek wprowadza się pojazdy ekonomiczne, nie wymagające prawa jazdy, bardzo tanie w eksploatacji…. Z moich obserwacji wynika, że skuterów przybywa na drogach z dnia na dzień coraz to więcej. Jeżdżą nimi nie tylko małolaci, ale i kobiety, i dorośli i starsi…. Róbcie tak dalej zasłaniając się ciągle chorymi przepisami mając gdzieś zwykłą ludzką życzliwość i zrozumienie……
Na zakończenie - skoro już taki jesteś przepisowy, to wyjaśnię Ci, że zaświadczenie o utracie dokumentów nie jest dokumentem stwierdzającym tożsamość i nie może być akceptowane przy zawieraniu jakichkolwiek umów cywilno prawnych. Zatem zgodnie z tymi przepisami konduktor nie miał prawa wypisać na takie zaświadczenie "Wezwania do zapłaty (…)"
Szanowny kolego - ja naprawdę rozumiem twoje intencje, i to doceniam; ale ani trochę nie dziwie się też temu konduktorowi z tego pociągu. (postępowania konduktorki z przytoczonego przez Ciebie przykładu nie będę komentował)
Widzę że jesteś bardzo dobrze zorientowany o sytuacje jaka istnieje na PKP (PR), to nie rozumiem dlaczego, tak oskarżasz tego konduktora, bo interpretując to co piszesz jednoznacznie; wynikało by że chciałbyś aby ten pasażer jechał za darmo=bez biletu. Zgadzam się że dopłata za bilet kredytowany jest wysoka jednakże, przy opłacie do 7dni od wystawienia PKP Przewozy Regionalne pomniejszają taką kwotę o 60% !!!!!!
Na dodatek dodam że my konduktorzy w pracy jesteśmy też kontrolowani, o czym na pewno wiesz. Gdyby w tym pociągu była kontrola rewizyjna, kierownik pociągu by miał nie małe problemy za nie wystawienie temu pasażerowi wezwania do zapłaty; więc jedynym wyjściem było wystawienie takiego biletu lub opuszczenie przez pasażera pociągu.
Myślę że rozumiesz już, postępowanie uczciwych pracowników PKP PR.
Kolego Szymonie, ja doskonale rozumiem postępowanie uczciwych pracowników PKP (PR). Jednak są wyjątkowe sytuacje, gdzie powinien zostać wprowadzony odgórnie przepis, mówiący o traktowaniu takich osób, jaką opisałem kilka postów wcześniej. Chodzi o wypracowanie takiej taktyki, by dodatkowo nie zniechęcać pasażera do korzystania u usług PKP. Ja rozmawiałem potem dość długo z tym pasażerem, okazało się, iż jest to emerytowany motorniczy tramwajów z dawnej zajezdni Chorzów Batory. Nie był to zatem żaden lump, którego oczywiście powinno się z pociągu usunąć i to nie tylko dlatego, iż odbywa podróż bez biletu.
Tak, masz rację, doskonale orientuję się w sytuacji jaka panuje na PKP a także w przepisach. Z koleją jestem związany od dziecka jako hobbysta a potem pracowałem jako maszynista dopuki nie zaczęto likwidować lokomotywowni i tworzyć tego co finał znajduje miejsce dziś. Jako obecny pracownik PKP zapewne wiesz o czym piszę. Z koleją jestem jednak związany nadal jako zapalony hobbysta a zawodowo jako twórca wirtualnych modeli do symulatorów Trainz i Pro Train. Jeżdżę często po Europie i wierz mi, szlag mnie trafia jak widzę tą ruinę jaka pozostała po niegdyś przodującym zarządzie kolejowym w Europie.
Na zakończenie dodam, iż nie jestem zwolennikiem jazdy bez biletu. Gdyby każdy jechał bez biletu to pociąg mający 200% zapełnienia miałby 0% rentowności. Jednak sytuacja jaką opisałem była wyjątkowa i dlatego też nią się posługując chcę zwrócić uwagę na pewne sprawy jakie aż biją po oczach.
Szymek: ale to nie chodzi o postępowanie konduktorów. Konduktorzy pracują w PKP PR i przyjmują reguły gry, jakie pracownik narzuca. Więc chodzi tak naprawdę o pajacowate zasady PR-ki, a nie o konduktorów. A zasady pajacowate są i tyle.
Marcin: świetnie, że to wszystko napisałeś. Takie rzeczy trzeba nagłaśniać, bo są to sprawy skandaliczne. I tyle.
@Szymek PKP PR
Nie chodzi tutaj tyle o wysokość tej opłaty czy to, że łaskawie PR obniża ją o 60%.
Chodzi tutaj o to, że de facto bilet kredytowany niczym nie różni się od opłaty podwyższonej za zawiniony przejazd za brak ważnego biletu. W ten sposób przewoźnicy kolejowi promują próby jazdy na gapę , bo podróżny nie mogący zakupić biletu nie odnosi żadnej (poza etyczną) korzyści ze zgłoszenia się konduktorowi zamiast uciekania przed nim. Uciekanie przed konduktorem, szarpanie się, wyskakiwanie, chowanie się oznacza opłatę za bilet+opłatę dodatkową tylko w razie niepowodzenia, zaś uczciwe zgłoszenie się w celu nabycia biletu z odroczoną płatnością oznacza zawsze tą samą opłatę.
Dlaczego kolej promuje nieuczciwość?
Podgląd wiadomości:
Zamknij podgląd