Wnioski z zeszłorocznego rankingu polskich dworców kolejowych przygotowanego przez "Gazetę" wyciągnęła tylko toaleta w dolnym holu
W poprzednie wakacje ocenialiśmy dworce w największych miastach. Na liście 23 obiektów katowicki znalazł się na trzecim miejscu od końca. Najwięcej punktów dostaliśmy za usługi, bo można tu znaleźć niemal wszystko, w tym niespotykane gdzie indziej automaty z prezerwatywami i bidet w toalecie damskiej. Niestety, większość w obskurnym stanie, nawet sieciowe kawiarnie wyglądają jak prowincjonalne bary, dlatego i w tym punkcie wybiliśmy się zaledwie do połowy tabeli.
Dzisiaj jeszcze byśmy spadli w rankingu, bo znikło jedyne przyzwoite miejsce do oczekiwania na pociąg. To była bajka, nie uwierzyłabym, gdybym osobiście po odstawieniu bagażu na lśniącą podłogę nie usiadła na skórzanej kanapie przy kawie parzonej źródlaną wodą w filiżance za jedyne 3 zł z nielimitowaną dolewką, oglądając film DVD na plazmie i surfując po darmowym internecie. Knajpa znajdowała się w tunelu pod peronem IV, jednym z najstraszniejszych miejsc polskiej kolei. Właściciel nie dowierzał pewnie, że tunel będzie można wreszcie przebrnąć, nie narażając zdrowia lub życia. Też nie wierzycie? A ja się odważyłam na spacer. Kto się spodziewa wysokiego połysku, będzie zawiedziony. Mnie ucieszył brak smrodu i śmieci po zdewastowanych budkach. Krajobraz po bitwie uprzątnięto, a pod sufitem pojawiły się dwie kamery. Przede wszystkim zamontowano kraty za ostatnim przejściem na perony i przy wyjściu z dworca na ul. Kościuszki. Jedne i drugie zamykane są o godz. 21 i otwierane o 5 rano.
Kolej pokazała, że można zadbać o porządek, zamiast powtarzać w kółko, że poprawi się samo po modernizacji budynku. Możemy sobie dodać za czystość jeden punkt (czyli w sumie mamy dwa). Nie więcej, bo na tunelu pod peronem IV kończą się działania PKP w tym kierunku.
Kloszardów dawno przegonili ochroniarze, udowadniając tym samym, że coś tu jeszcze śmierdzi. Kramów garmażeryjnych - tych co pieką, smażą i owoce gnijące sprzedają - coraz więcej. Do tego przepełnione kosze. Woń intensyfikuje temperatura. Jest potwornie duszno.
Tyle o smrodzie, bo niedobrze się robi. Zwłaszcza w kolejce po bilet, które ciągną się do połowy głównego holu. Dziwi mnie zawsze, dlaczego w tym samym czasie przy kasach w holu dolnym są pustki. Może ludzie mają złe wspomnienia z czasów, gdy dworzec był opanowany przez kloszardów?
Tymczasem na dole przyjemnie. Nawet ten potworny odór z pomieszczeń ekspedycji, które jeszcze rok temu służyły za magazyny owoców, jest ledwo wyczuwalny. Chłodno, można powiedzieć sielanka, wspominając inne miejsca na dworcu. W drzwiach do dawnej poczekalni otworzył się sklep z zabawkami.
Wyciskam plusy, chociaż to, co najważniejsze, czyli informacja o mieście, nie zmieniło się na lepsze. Obcym polecam budkę z cukierkami na prawo od wyjścia na estakadę - ekspedientka przeklnie mnie, ale cóż poradzę, że na Dworcu Głównym Katowice nie ma innego informatora, w którą stronę i po co się udać.
Wnioski z zeszłorocznego rankingu "Gazety" wyciągnęła tylko toaleta w holu dolnym. Napisaliśmy, że jest najtańsza w Polsce. Właściciel wystawił na hol wielki, niebieski neon: "WC płatne 1 zł". Dosłownie świeci przykładem dla oznakowań kolejowych, które trzeba wyławiać z jaskrawych szyldów i reklam.
Za darmo wciąż sika się w przejściach podziemnych sprzed dworca do miasta od strony Słowackiego i Młyńskiej, przy której zdarza się cud na skalę całego centrum miasta. Można parkować za darmo! Co prawda jest znak, że tylko trzy minuty. Ale kierowcy go nie przestrzegają, a strażnicy miejscy nie ścigają za łamanie. Auta stoją godzinami i byle jak, upychając się na sześciu miejscach. Podobno kiedyś jedno zjechało do tyłu i była stłuczka.
Źródło: Gazeta Wyborcza Katowice
Podgląd wiadomości:
Zamknij podgląd