Spółka PKP Cargo zwolni w regionie 230 pracowników. - To dla nas tragedia - mówi Barbara Procek, przewodnicząca Związków Zawodowych Kolejarzy Śląskich.
Kryzys uderza w kolej. Największa spółka PKP Cargo, odpowiedzialna za przewozy towarowe, do końca roku chce zwolnić nawet kilka tysięcy pracowników z 37-tysięcznej załogi. Tylko w górnośląskim zakładzie spółki w Rybniku, który jest jednym z największych jej oddziałów w Polsce, pracę ma stracić ponad 230 osób.
- Wielu pracowników jest związanych z firmą od bardzo dawna. Wszyscy obawiamy się o swoje stanowiska pracy, bo nie wiadomo na kogo padnie - mówi Barbara Procek, przewodnicząca Związków Zawodowych Kolejarzy Śląskich, która z firmą związana jest od 36 lat. - Od kilku lat w firmie naprawdę źle się dzieje - dodaje.
W miniony czwartek związki dogadały się z dyrekcją firmy w kwestii wprowadzenia programu dobrowolnych odejść z pracy. - Zaproponowaliśmy go pracownikom z długoletnim stażem. Oprócz ustawowej odprawy, gwarantuje im dodatkowe odszkodowanie w wysokości 15 tysięcy złotych - mówi Henryk Tylicki, dyrektor Górnośląskiego Zakładu PKP Cargo.
Pociągi zakładu wożą węgiel, stal, kruszywa, koks z kopalń i zakładów całego Śląska. Firma musi zwalniać pracowników, bo z problemami borykają się najwięksi klienci spółki, czyli między innymi: Jastrzębska Spółka Węglowa, Kombinat Koksochemiczny w Zabrzu i Koksownia Zdzieszowice.
Według dyrektora, problemy to skutek reakcji łańcuchowej. - Przykładem są kopalnie z JSW, które ograniczyły wydobycie i nie pracują w piątki. W związku z tym trzeba ograniczyć zatrudnienie maszynistów, odprawiaczy i innych pracowników uczestniczących w tzw. procesie przewozowym - tłumaczy Henryk Tylicki.
Przedstawiciele spółki, w której górnośląskim oddziale pracuje ponad 1900 osób, już poinformowały o planowanych zwolnieniach związki zawodowe i urzędy pracy w kilku powiatach. Pracownicy firmy, którzy w większości zatrudnieni są w niej od kilkunastu lat, boją się, że wkrótce trafią na bruk.
Program dobrowolnych odejść z Górnośląskiego Zakładu PKP Cargo ruszy 22 czerwca. Wiadomo, że musi odejść 230 spośród 1900 pracowników firmy, która ma swoją siedzibę w Rybniku. Ci, którzy zgodzą się sami odejść mogą liczyć 15 tysięcy złotych odszkodowania. - Wiemy, że program będzie obowiązywał do końca sierpnia. Większość pracowników zakładu to osoby z długoletnim stażem. Wielu z nich nabędzie wkrótce prawo do wcześniejszej emerytury. Problem w tym, że nie wiemy, czy jeśli się sami zwolnimy, to będą nam się należały wcześniejsze emerytury. Poza tym, nie możemy mieć pewności, że za rok rząd nie zmieni zasad ich przyznawania i nie zostaniemy z niczym - alarmuje Barbara Procek, przewodnicząca Związków Zawodowych Kolejarzy Śląskich - W najgorszej sytuacji są jednak te osoby, którym do emerytury zostało pięć czy sześć lat, a nie są jeszcze w wieku uprawniającym ich do przejścia na pomostówkę - dodaje.
Szefostwo firmy jednak uspokaja: - Tym osobom damy szansę dopracowania do osiągnięcia wieku emerytalnego - zaznacza Henryk Tylicki, dyrektor Górnośląskiego Zakładu PKP Cargo. - Według naszych prawników osoby które się same zwolnią, nie stracą emerytury. Jednak, aby nie było żadnych wątpliwości poprosiłem o interpretację przepisów wszystkie ZUS-y w rejonie zakładu. Teraz czekam na odpowiedzi - podkreśla dyrektor.
Wątpliwości pracowników rozwiewa jednak Beata Kopczyńska, rzeczniczka Zakładu Ubezpieczeń Społecznych w Rybniku. - Pracownik, któremu należy się emerytura pomostowa dostanie ją niezależnie od tego, czy sam zwolnił się z pracy, czy został zwolniony przez pracodawcę - tłumaczy.
Mimo tych zapewnień, informacje o planowanych zwolnieniach wywołują panikę wśród załogi. - Dla ludzi słowo restrukturyzacja oznacza tylko jedno: że stracą pracę, pensję i nie będą mieli za co utrzymać rodziny. Ja pracuję w PKP od 17 lat. Moja żona trochę krócej. Nie wiem, co się z nami stanie, jeśli oboje stracimy robotę - mówi nam anonimowo jeden z pracowników firmy.
Od stycznia tego roku pracę w rybnickim oddziale spółki straciło już kilkadziesiąt osób. To efekt problemów z jakimi od kilku miesięcy borykają się najwięksi klienci spółki, czyli między innymi: Jastrzębska Spółka Węglowa i koksownie w Zabrzu i Zdzieszowicach. Firmy ograniczają produkcję, a tym samym pociągi Cargo nie wożą ich towarów. - Od stycznia zatrudnienie zmniejszyło się już o kilkadziesiąt osób. Ale nie można mówić, że wszystkie zostały zwolnione. Wśród nich byli pracownicy, którzy mieli umowy na czas określony. Te, gdy wygasły, nie zostały już przedłużone. Niektóre zwolnienia odbyły się za porozumieniem stron, inni zostali zwolnieni za ciężkie naruszenie przepisów - mówi Tylicki.
PKP Cargo to największa spółka w grupie PKP. Należy do czołowych polskich przedsiębiorstw transportowych. W ostatnich miesiącach firma boryka się jednak z problemami.
W pierwszym kwartale tego roku masa towarów przewożonych przez PKP Cargo spadła o 35 procent, do poziomu 21,5 miliona ton, w stosunku do analogicznego okresu w 2008 roku. Według prezesa PKP Cargo Wojciecha Balczuna, wyniki przewozowe uzyskane przez spółkę w pierwszym kwartale 2009 roku są odzwierciedleniem sytuacji w górnictwie, hutnictwie i budownictwie, które generują ładunki o największym udziale w strukturze przewozów spółki. W całej Polsce od początku roku Cargo zwolniło już około 2 tysięcy swoich pracowników.
Źródło: Dziennik Zachodni
Podgląd wiadomości:
Zamknij podgląd