(GW) Dlaczego autobusy ścigają się u nas z tramwajami

Doniesienia prasowe oraz codziennie odczucia pasażerów w temacie komunikacji miejskiej w ostatnich miesiącach (a nawet latach) można skwitować trzema słowami: cięcia, cięcia, cięcia Tnie się linie tramwajowe, ogranicza kursowanie autobusów, wyrzuca z rozkładu kolejne pociągi. Wszystko pod pozorem oszczędności i w fałszywie pojętym interesie społecznym.

Wyślij list w sprawie wspólnego biletu

Jednocześnie organizuje się kolejne spotkania i konferencje, wydatkuje publiczne pieniądze, zatrudnia fachowców, jednak od tego wszystkiego los górnośląskich pasażerów się nie poprawia. Nie ulega bowiem wątpliwości, że spośród wszystkich możliwych elementów układanki zwanej komunikacją miejską włodarzom naszych gmin, powiatów i regionu najbardziej brakuje jednego - spójnej wizji.

Żeby nie wędrować daleko przyjrzyjmy się sytuacji śląskich tramwajów. Zewsząd dochodzą wieści o kolejnych miastach, które nie życzą sobie linii tramwajowych w swoim mieście: Chorzów, Będzin, Ruda Śląska, Gliwice Bo tramwaje są stare, bo są drogie, bo się tłuką i hałasują. W związku z tym kolejne linie się zawiesza (stworzony przez KZK GOP zwrot, który uzasadnia pozbycie się linii bez jednoczesnej potrzeby wypłaty odszkodowania przewoźnikowi), likwiduje lub skraca.

Nasi włodarze nie zauważają jednak, że tramwaj to coś więcej niż tylko metalowe pudło na krzywych szynach, ale jeden z elementów systemu transportu publicznego. Transport - podobnie jak np. wywóz nieczystości - jest jednym z zadań, do którego realizacji gmina jest ustawowo zobowiązana. Nikomu jednak nie przyszło do głowy, aby z określonego rejonu miasta wyrzucić śmieciarki tylko dlatego, bo są stare, głośne, śmierdzą i kosztują, aby w to miejsce ewentualnie puścić nowe i kolorowe, ale jeżdżące o połowę rzadziej.

Tyle tylko, że usunięcie starych śmieciarek nie rozwiąże problemu śmieci! Ludzie nadal będą bowiem je produkować, a problemy z wywozem załatwią w inny sposób - wrzucą do zbiorowego kontenera na najbliższym osiedlu (zapłacą mieszkańcy osiedla) albo po prostu wywiozą do lasu (za którego czyszczenie zapłacimy wszyscy). W ostatecznym rozrachunku i tak będzie trzeba za utylizację zapłacić tyle samo, jeśli nie więcej.

Podobnie jest z komunikacją - od likwidacji tramwaju nie zmienią się bowiem potrzeby pasażerów w zakresie transportu w regionie, nastąpi jednak zmiana sposobu ich realizacji. Część osób przesiądzie się do innego środka transportu zbiorowego, a część po prostu kupi samochód i do komunikacji nie wróci. Odczujemy to wszyscy stojąc w ciągle powiększających się korkach lub płacąc coraz wyższe składki na leczenie ofiar wypadków drogowych.

Władze to wiedzą, ale dopuszczają taki scenariusz! Wystarczy spojrzeć na tramwajową linię 12, która odeszła w niebyt niecałe dwa miesiące temu. KZK GOP szacuje, że uruchomiona w zamian linia autobusowa 190 przejmie 90% pasażerów. Oznacza to jednocześnie, że pozostałe 10% zmieni swoje przyzwyczajenia komunikacyjne i najpewniej postawi na transport indywidualny. Według badań Związku z kwietnia minionego roku w dni robocze linia przewoziła ok. 4200 pasażerów. Likwidacja samej 12 powoduje, że 420 osób przestaje korzystać z usług KZK GOP.

Należy przy tym zauważyć, że osoby te nie przestają korzystać z linii 12, ale w ogóle usuwają się z systemu. Każda linia (autobusowa i tramwajowa) jest bowiem elementem większej całości, który ma zaspokoić potrzeby mieszkańców. Mamy więc do czynienia z sytuacją, gdy również na kolejnych liniach zmniejsza się obłożenie, co w krótkim czasie doprowadzić może do kolejnych redukcji (bo nikt nie jeździ). Bo jak pasażer ma jeździć innym autobusem czy tramwajem, skoro nie ma czym dojechać na miejsca przesiadki, a następnie wrócić do domu z tego samego miejsca.

Jest to klasyczna oznaka krótkowzroczności naszych włodarzy, dla których każda linia kursuje tylko w ich gminie i zgodnie z tym myśleniem porządki komunikacyjne robione są tylko na własnym podwórku. Szkoda tylko, że brudy z tego sprzątania trafiają na posesje wszystkich sąsiadów.

Najczęściej w takim miejscu pojawia się pokrętne tłumaczenie dotyczące kosztów transportu ("dostosowanie oferty przewozowej do potrzeb pasażerów"), a konkretnie wskazanie na koszt mitycznego już wozokilometra (stawka dla przewoźnika za przejechanie 1 kilometra trasy), który gmina musi ponieść i który - zdaniem gmin - jest wyjątkowo wysoki.

To prawda, ale tylko na pierwszy rzut. W pierwszej kolejności należy wskazać, że koszt wozokilometra na Śląsku jest i tak niski w porównaniu z resztą kraju. Przypominam sobie zeszłoroczną rozmowę z jednym z przedstawicieli szczecińskich przewoźników, który słysząc rozstrzygnięcia odbywających się wówczas przetargów tylko się zaśmiał i stwierdził, że tak niskie stawki są po prostu niemożliwe. To też częściowo tłumaczy stan i poziom naszego taboru. Po drugie udział gminy w zapłacie za wykonaną usługę (swoisty udział) i tak jest niski, o czym było głośno w połowie zeszłego roku po apelach KZK GOP o większe dofinansowanie.

Niemniej jednak sam związek też nie jest bez winy, bo szczelność systemu biletowego i "pro pasażerskie" podejście do realizacji zadań powoduje tylko odpływ pasażerów, a w związku z tym także środków finansowych.

Po trzecie - nikt nie zauważa (lub nie chce), że komunikacja to nie same wozokilometry, ale także funkcje społeczne (aktywizacja rejonów objętych komunikacją) i okołotransportowe (rezygnacja z transportu indywidualnego na rzecz zbiorowego, korki, koszty wypadków i leczenia, ochrona środowiska itp.). Trudno te wielkości wyliczyć i przypisać do konkretnego pojazdu, ale nie oznacza to, że ich nie ma! Łatwo oczywiście zrozumieć, że otwarcie 300 m nowej drogi jest bardziej spektakularne niż uruchomienie linii tramwajowej czy autobusowej jeżdżącej "znikąd donikąd".

Kolejny błąd śląskich władz to kreowanie konkurencyjności pomiędzy różnymi środkami transportu - autobusem, tramwajem i pociągiem. Wystarczy porównać tylko trasy na rozkładach by odkryć, że u nas autobus ściga się z tramwajem, aby ostatecznie zostać wyprzedzonym przez pociąg. Po co? Tego nikt nie wie i nie próbuje nawet wytłumaczyć. Gdyby się przy tym zastanowić nad ekonomicznymi konsekwencjami tego postępowania, to aż włos zjeżyłby się na głowie na wieść jakie środki można by zaoszczędzić i uruchomić za to nowe relacje.

Najnowszy objaw tego to pomysł władz Gliwic, aby w zamian za zlikwidowane linie tramwajowe uruchomić kolej lokalną na trasie Łabędy-Sośnica. Pomysł sam w sobie dobry, jednak jako pojedynczy klocek nie pasuje do reszty układanki. Trudno w ten sposób zastąpić kursującą w zupełnie innej relacji linię tramwajową, a nadto nikt nie odpowiedział do tej pory na podstawowe pytanie nurtujące pasażerów - co z biletem? Do tej pory nie dorobiliśmy się w naszym regionie dokumentu umożliwiającego korzystanie ze wszystkich środków transportu.

Jest to problem nabrzmiały i społecznie istotny, który winien być już dawno rozwiązany z korzyścią dla wszystkich. Tymczasem kolejne lata "wytężonych prac" nad wspólnym biletem trwają. I władza na każdym szczeblu tłumaczy się, że w zasadzie to ona by chciała, ale Tych "ale" jest już za dużo i słychać je od wielu lat, chociaż w innych aglomeracjach po prostu wzięto się do pracy. W naszym regionie brakuje woli, a nie pieniędzy czy przepisów.

Odstępstwo w tym zakresie, które ma miejsce w Tychach wcale nie zmienia obrazu sytuacji i nie pozwala przysiąść z zadowolenia, czego chcieliby niektórzy. Program ten bowiem - obok wielu zalet - ma jednak także istotne wady, wskazywane przez korzystających. Przypadek ten można porównać do wejścia na babciny zagracony strych - jeden krok można zrobić, ale dalej już nie pójdziemy bez porządnych porządków na całym strychu. Bo właśnie zagracony strych (czy może raczej stajnię Augiasza) przypomina obecnie śląska komunikacja.

To właśnie wskazany na początku brak wizji leży u podstaw preferencji komunikacyjnych władz, czyli forsowaniu nowych linii autobusowych. Je można bowiem szybko wprowadzić i jeszcze szybciej zlikwidować, a pasażerom wmówić, że cięcia zostało dokonane na ich prośbę. Wprowadzając bowiem zrównoważony system komunikacji ze wszystkimi jego elementami (autobus, tramwaj, kolej) trzeba bowiem umieć przewidzieć rozwój wydarzeń na wiele lat naprzód. Tak umieli zrobić nasi przodkowie, którzy budowali sieć tramwajową w początkach poprzedniego wieku i która - pomimo upływu lat - nadal jest w znacznym stopniu wykorzystywania. Tymczasem wizja najnowszych władz skończyła się we wczesnych latach 90. poprzedniego stulecia - od tego momentu nie wybudowano żadnego nowego toru na osiedla czy do innych skupisk ludzkich - ale czy w roku 1990 zakończył się rozwój śląskich gmin?

Apeluję zatem do władz, aby czasem spojrzały nieco dalej niż poza swoją kadencję i swoimi odważnymi decyzjami w dziedzinie komunikacji przywracały świetność regionowi, który nie może stać się komunikacyjnym skansenem na mapie Polski i Europy. Przy czym perspektywa ta nie może się ograniczać do Euro 2012 i powinna sięgać dalej - a historia odważnego prezydenta czy marszałka na pewno nie zapomni

Żródło: Gazeta Wyborcza Katowice, Maciej Makula

Dodaj nową wypowiedź
lub Zaloguj się jako użytkownik serwisu Wikidot.com
(nie będzie opublikowany)
- +
O ile nie zaznaczono inaczej, treść tej strony objęta jest licencją Creative Commons Attribution-ShareAlike 3.0 License